Parafia Najświętszego Serca Jezusowego w Tomaszowie Mazowieckim

NIE CZUJĘ SIĘ WYJĄTKOWA!

Z Eweliną Kruz, naszą parafianką wyjeżdżającą jako wolontariuszka na misje do Ugandy, rozmawia Jerzy Papiernik

JERZY PAPIERNIK: Witam!
Przed kilku laty, mieliśmy okazję poznać się, gdy jako licealistka zdecydowałaś się towarzyszyć dwóm mężczyznom, znanym tylko ze spotkań Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, w nieco szalonym wyjeździe na Ukrainę, by na prośbę pracującego tam kapłana pomagać w prowadzeniu rekolekcji na temat „Ewangelia wyzwolenia”. Dałaś się wtedy poznać jako dziewczyna niezwykle wesoła, figlarna, ale i głęboko zaangażowana w troskę o Kościół. Dziś słyszymy, że Twój niespokojny duch gna Cię na czarny kontynent do Ugandy, by służyć jako wolontariuszka na misjach.
Na początek proszę o kilka podstawowych informacji o sobie.

EWELINA KRUZ: - Niespokojny duch, myślę że to Duch Święty.
Obecnie studiuję Gospodarkę Przestrzenną i Architekturę Krajobrazu w Warszawie. Zainteresowania mam bardzo różne, ale gdybym musiała wybrać najważniejsze to wybrałabym poznawanie czegoś nowego. Mam na myśli otwartość na otaczający świat: na ludzi, na przyrodę, na obce kraje, wymieniać można bez końca.

Kiedy pojawiła się myśl o wyjeździe na misje. Czy jesteś w stanie powiedzieć jakie było źródło tego pomysłu?

- Trudno stwierdzić kiedy pojawiła się pierwsza myśl o wyjeździe na misje. Sięgając pamięcią wydaje mi się, że wtedy, gdy mama przyniosła do domu zdjęcie ks. Macieja Paramuszczaka pracującego niegdyś jako wikariusz w naszej parafii, a potem jako misjonarz na Wybrzeżu Kości Słoniowej i na Madagaskarze. Miałam może 10 lat. Misje były dla mnie czymś innym niż teraz. Wtedy widziałam to jako przygodę.
Ale co dziecko mogło wiedzieć o misjach.
Ta myśl dojrzewała we mnie przez lata, ale realizacja była bardzo odległa. Jednym z przełomowych momentów było poznanie w zeszłym roku Wojtka, który jechał na roczne misje do Ugandy. Z racji tego, że studiuję na Politechnice zwrócił się do mnie o pomoc w organizacji konferencji o Wolontariacie Misyjnym na mojej uczelni. W czasie naszej rozmowy opowiedział mi o swoich przygotowaniach do wyjazdu w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym (SOM).
Mimo wielu zachęt ze strony Wojtka, do zgłoszenia się do Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego wiodła długa droga. Jednak wszystko zmierzało do tego, abym się zgłosiła na spotkanie przygotowujące. I tak więc od listopada 2011 comiesięcznie przyjeżdżałam na spotkania przygotowujące do wyjazdu na misje.

Jest wiele możliwości podjęcia wolontariatu w instytucjach świeckich. Dlaczego zdecydowałaś się na służbę w Kościele?

- Moją motywacją do wyjazdu jest Jezus.

Dlaczego właśnie Uganda? Przecież jest wiele potrzeb i możliwości wolontariatu w Polsce i w Europie?

- W czasie przygotowań do wyjazdu w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym nikt nie wie, gdzie zostanie posłany. Ja dostałam posłanie do Ugandy, które z ufnością przyjęłam.

W jaki sposób przygotowywałaś się do podjęcia posługi na misji w Ugandzie?

- Uczestniczyłam w comiesięcznych spotkaniach przygotowujących do pracy na misjach. Podczas tych spotkań każdy przyszły wolontariusz rozeznawał swoje powołanie misyjne. W czasie spotkań poznaliśmy świeckich i duchownych wolontariuszy, dowiedzieliśmy się o zagrożeniach, które nas mogą spotkać, uczyliśmy się pracy i zabaw z dziećmi i młodzieżą.

Czy wiesz na czym będzie polegała Twoja praca?

- Moje zadania będą przede wszystkim polegały na pomocy przy codziennych czynnościach chłopców z oratorium Don Bosco, nauce, sprzątaniu, wypełnianiu obowiązków i zajmowaniu się gospodarstwem należącym do ośrodka. A ponadto codziennie będziemy ścinać maczetą wysoką trawę słoniową, przeznaczoną dla zwierząt. Księża z SOMu śmieją się, że po misjach będziemy mogły brać udział w zawodach strong women:)

Wiele się dziś mówi o bezideowej, nie mającej żadnych zainteresowań i autorytetów młodzieży. Ty stanowisz żywe, czytelne i przekonywujące zaprzeczenie tym opiniom. Czy czujesz się wyjątkiem? Jak, patrząc na swoich rówieśników, określiłabyś proporcje między podobnymi Tobie, a hedonistami myślącymi tylko o zaspokojeniu swoich prymitywnych potrzeb?

- Nie czuję się wyjątkowa. Myślę, że każdy jest powołany w inny sposób. Najważniejsze, żeby to powołanie dobrze rozeznać.

Dziękuję, że mimo trwającej sesji egzaminacyjnej znalazłaś czas, by nasi parafianie mogli poznać tak bliski i żywy przykład mickiewiczowskiej młodości wylatującej nad poziomy. Życzę wielu niezapomnianych wrażeń, a przede wszystkim głębokiej satysfakcji z wypełnienia ewangelicznej prawdy: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. (Mt 25,40)
Liczymy na ciekawą rozmowę i wiele ciekawych zdjęć po powrocie.

Powrót na górę