Parafia Najświętszego Serca Jezusowego w Tomaszowie Mazowieckim

GUZA NIE MA!

O cudownym uzdrowieniu przed obrazem Ostrobramskiej Matki Miłosierdzia opowiada Pani Genowefa Kołodziejczyk

Nazywam się Genowefa Kołodziejczyk, pracowałam w zakładach przemysłu włókienniczego jako tkacz i w czasie pracy zawodowej zostałam trzy razy uderzona czółenkiem z warsztatu tkackiego w głowę. W efekcie miałam bardzo silne bóle głowy, wymioty, ale to tak silne, że byłam wykończona. Miałam cztery razy robione zdjęcie rentgenowskie głowy, które wykazywały guz w okolicach mózgu. Leczyłam się u neurologa, który przyjeżdżał z Łodzi. Po obejrzeniu zdjęć, lekarz najpierw zapytał pielęgniarki czy doktor Stojek, który wykonywał prześwietlenia jest dobrym rentgenologiem, i czy dobrze prześwietla. Ona odpowiedziała, że bardzo dobrym.

Wtedy lekarz powiedział: słyszy Pani? Zatem ja już teraz muszę powiedzieć Pani prawdę. Ma Pani guz przy mózgu. Błona taka cieniutka jak włos oddziela ten guz od mózgu. Jeżeli Pani nie podda się operacji, albo odmie czaszki to może być bardzo źle.

Zaczęłam płakać, jednak lekarz dodał: tu płacz nic nie pomoże, tu trzeba działać.

Zaproponował, że zrobi odmę, skoro nie chcę odkrycia czaszki.

Odpowiedziałam: ja się nie godzę ani na jedno ani na drugie, wtedy lekarz odrzekł: robi pani bardzo źle.

Odrzekłam: być może, ale ja mam bardzo poważnie chorego męża, któremu ujęto 2/3 żołądka. Co więcej, okazało się, że ma nowotwór, który atakuje dwunastnicę i komorę prawego płuca. Zapytałam: gdy ja teraz poddam się takiej operacji, kto będzie wychowywał moje dzieci. Na razie funkcjonuję, a później nie wiem, jak to może być.

Lekarz odpowiedział: Pani sprawa, ja nie mogę dać Pani więcej zwolnienia, bo w Pani przypadku i tak długo Pani zwolnienia dawałem. W Pani przypadku pomoże jedynie leczenie poprzez odkrycie czaszki, wyczyszczenie albo zrobienie odmy.

Ja jednak nie zdecydowałam się ani na jedno, ani na drugie.

Pewnego razu szłam z pracy ulicą Krasickiego (dziś Niemcewicza). Doszłam do Warszawskiej i zrobiło mi się tak, że nie wiedziałam w którą stronę mam iść do domu.

Zapytałam przechodzącą kobietę: proszę pani, w którą stronę do Starzyc?, a ona na to: to Pani nie wie, w którą stronę do Starzyc ?! Odpowiedziałam: jakbym wiedziała, to bym nie pytała. Kobieta wskazała mi drogę, a ja dopiero na moście w Starzycach odzyskałam świadomość tego, gdzie jestem.

To było raz.

Inny przypadek miałam w kościele w czasie Mszy świętej. Byłam z dziećmi. Jedno miałam w wózku, dwoje po bokach. W pewnym momencie zrobiło mi się tak, że ani nie rozumiałam, co ksiądz mówi, ani co chór śpiewa.

Wiedziałam jednak, że jestem w kościele. Spojrzałam na obraz Matki Bożej Ostrobramskiej i mówię: tyloma cudami słyniesz, a ginie matka od maleńkich dzieci. Gdzie Twoja siła, gdzie Twoja moc? Jak mi dziś nie pomożesz, to nie wierzę w Twoje istnienie.

Kontynuowałam zrozpaczona: rozumiesz mnie? Naprawdę nie będę wierzyła w ogóle w Ciebie!

Po jakieś 15 minutach, może krócej - usłyszałam trzepot skrzydeł wielkiego jastrzębia. Zaskoczona pomyślałam: „co to? Wpadł jastrząb czy co? Przecież okna były pozamykane. Po chwili umysł mi się rozjaśnił i od tej pory ani razu nie doznałam, ani bólów głowy, ani wymiotów ani nic podobnego. Wszystko ustąpiło i guz się wchłonął. Nie ma po nim śladu. Robiłam później prześwietlenia i badania, które potwierdziły brak jakichkolwiek zmian pod czaszką. Guz się wchłonął.

Powrót na górę