Parafia Najświętszego Serca Jezusowego w Tomaszowie Mazowieckim

ŚWIADECTWO PALACZA

Pracę zawodową rozpocząłem jeszcze przed skończeniem siedemnastego roku życia. Pracowałem w kilkunastoosobowym zespole dorosłych specjalistów, poznając z dużym zainteresowaniem skomplikowane urządzenia techniczne wymagające całodobowego dozoru. W pomieszczeniach gdzie urządzenia te pracowały nie wolno było palić tytoniu. Moje starsze koleżanki i koledzy technicy spotykali się „na papierosie” w niewielkim przedsionku, gdzie przy okazji odbywały się rozmowy na różne interesujące mnie, młodego, tematy.

Jednak jako niepalącemu nie bardzo wypadało jednak stać wraz z palaczami i przysłuchiwać się, czy też włączać się w ich rozmowy. Wcześniej co prawda, w czasie dojazdów pociągiem do technikum w Łodzi spróbowałem czasem, za namową kolegów, jak papierosy smakują. Jednak nie uległem nałogowi i pracę rozpocząłem jako niepalący.

Podczas jednej ze wspomnianych przerw na dymka któraś z koleżanek poczęstowała mnie papierosami. Odpowiedziałem, że nie palę. Wtedy inna koleżanka powiedziała: poczekaj, niech się oswoi.

Uraziło to moją ambicję. Pomyślałem: cóż to ja jestem dzikim zwierzęciem, bym musiał się oswajać? Następnego dnia przyszedłem do pracy z papierosami w kieszeni. Od tej pory byłem już pełnoprawnym uczestnikiem pogaduszek przy papierosie.

Wkrótce paliłem już nałogowo. Z biegiem czasu doszedłem do niemal dwóch paczek dziennie.

Krótko przed ślubem zetknąłem się z nadzwyczaj ciekawym człowiekiem. Dziś już kandydatem na ołtarze, Sługą Bożym ks. Franciszkiem Blachnickim – twórcą Ruchu Światło - Życie. Spotkanie tego człowieka miało wielki wpływ na moją osobowość i formację religijną.

Po ślubie, wraz z żoną, aktywnie włączyliśmy się do rodzinnej gałęzi Ruchu Światło – Życie. Była tam bardzo mocno podkreślana konieczność dążenia do prawdziwej wewnętrznej wolności. Ja zaś, jako niewolnik nałogu nikotynowego głęboko przeżywałem swoje zniewolenie. Do tego, tuż po wyborze Kardynała Karola Wojtyły na papieża, Sł. Boży ks. Blachnicki postanowił, by Ruch ofiarował Ojcu Świętemu wielkie dzieło nazwane Krucjatą Wyzwolenia Człowieka. Uczestnicy tego dzieła podejmują szczególny rodzaj postu, jakim jest całkowita abstynencja od wszelkich napojów alkoholowych. Ten post uczestnicy traktują jako dobrowolną ofiarę za tych braci, którzy nie mogą wyrwać się z wewnętrznych i zewnętrznych zniewoleń. Między innymi z uzależnienia od alkoholu, narkotyków, nikotyny, pornografii, materializmu i wielu innych. Deklaracja abstynencji od napojów alkoholowych jest traktowana jako rezygnacja z czegoś, co w umiarkowanych ilościach jest dozwolone i etycznie obojętne. Natomiast nikotynizm jest traktowany jako zniewolenie i grzech przeciw piątemu przykazaniu. Postanowiłem włączyć się w dzieło Krucjaty Wyzwolenia Człowieka od początku. By mieć swój udział w ofiarowaniu go Janowi Pawłowi II, postanowiłem pojechać motorowerem Komar do Centrum Ruchu Światło – Życie w Krościenku nad Dunajcem, by stamtąd w pieszej nocnej pielgrzymce udać się do Nowego Targu na spotkanie z Ojcem Świętym i zanieść mu dar Krucjaty.

Od tego czasu rozpocząłem poważną walkę ze swoim zniewoleniem nikotyną.

Próbowałem różnych sposobów. Modliłem się również o pomoc bym to JA mógł sobie z tym zniewoleniem poradzić.

Nie odnosiłem jednak niemal żadnych sukcesów. Wtedy postanowiłem znaleźć sobie boczną furtkę.

Znalazłem sobie patronów - świętych palaczy. Dowiedziałem się, że, rzekomo, papież św. Pius X był tak namiętnym palaczem, że przerywał audiencje aby sobie zapalić. Ucieszyłem się gdy dostałem biografię bł. Pier Giorgio Frassatiego – wspaniałego, pełnego życia włoskiego chłopaka przedstawionego na okładce na szczycie górskim z fajeczką w zębach, a na innym zdjęciu z papierosem trzymanym w palcach. Dowiadywałem się o wielu hierarchach Kościoła którzy nie mogli obejść się bez niewinnego nikotynowego dymku. Miałem więc świętych patronów palaczy, którzy mnie usprawiedliwiali. W ten sposób potrafiłem się i ja usprawiedliwiać z tego, że palę. Niemniej jednak gdzieś, daleko w głębi serca tkwiło jakieś małe ziarenko, które uwierało. Mówiło mi: Człowieku! Jesteś przecież niewolnikiem. Próbowałem więc ja sam wielokrotnie podjąć walkę z tym nałogiem. Rezultaty były mierne. Kilka godzin, kilka dni, kilka tygodni, góra dwa, trzy miesiące kiedy mnie udało się zwyciężyć ten nałóg.

Śmiałem się nawet, że już mógłbym prowadzić kursy, bo rzucanie palenia nie było dla mnie niczym trudnym. Wiele razy to robiłem.

Zdarzyło się tak, że pewnego roku odczułem wielkie pragnienie uczestniczenia w Centralnej Oazie Matce w Centrum Ruchu w Krościenku n/Dunajcem, kiedy to w po nocnym czuwaniu w wigilię Uroczystości Zesłania Ducha Świętego udzielana jest misja i błogosławieństwo osobom podejmującym posługę na letnich rekolekcjach popularnie nazywanych oazami. Miejsce w mikrobusie z Łodzi do Krościenka znalazło się w ostatniej chwili, kiedy praktycznie nie miałem już nadziei na wyjazd. Czas przejazdu trwał ładnych kilka godzin - jedna z wielu męczarni dla palacza. Gdy zajechaliśmy do Krościenka, wszyscy wzięli się za jakiś posiłek, a ja wybiegłem, aby się tylko urwać od tego towarzystwa, które mnie zniewalało, i zapalić. Poszedłem na rynek w Krościenku, z tyłu za sklepy aby nie zobaczył mnie nikt znajomy i z wielką rozkoszą, znaną wszystkim nałogowym palaczom wypaliłem jednego za drugim dwa papierosy.

Highslide JS Statua Niepokalanej w Centrum Światło - Życie w Krościenku nad Dunajcem
Statua Niepokalanej w Centrum Światło - Życie w Krościenku nad Dunajcem

Po niedługim czasie, stanąłem w Centrum na Kopiej Górce, przed białą, pochyloną nad źródłem figurą Niepokalanej, Matki Kościoła. Przypomniałem sobie słowa mojej ukochanej piosenki "Niech cię chwalą Panno Święta nad Krościenkiem pochylona, którzy ufnie tu przychodzą na swą Górę Przemienienia" i zdeterminowany wszystkimi sposobami, jakich używałem, żeby sobie z problemem nikotynizmu poradzić, powiedziałem: widzisz Maryjo, na nic moja siła. Jeżeli Ty tego nie załatwisz, to ja chyba będę musiał wycofać się z pracy w Ruchu. Bo jakże to? Na oazach kryć się ze swoim nałogiem? Animator przed uczestnikami? Po kryjomu do okienka dmuchać?

I to był koniec moich problemów z nałogiem nikotynizmu.

Nigdy nie pojawił się głód nikotynowy. Nigdy nie pojawiła się pokusa spróbowania, by choć raz pociągnąć.

Ten stan trwa już niemal 20 lat.

Wydarzenie to nie ma pozornie związku z czczonym w naszej parafii obrazem Ostrobramskiej Matki Miłosierdzia. Niemniej jednak to właśnie tu, przed tym obrazem uczyłem się Kim jest dla mnie Ta najlepsza z matek. Tu, moja ziemska matka, nauczyła mnie przychodzić ze wszystkimi problemami, troskami i radościami. A przecież tam, w Krościenku stanąłem przed tą samą Matką, przed którą tak często klękałem w swoim ukochanym małym, parafialnym kościółku.

Parafianin Najświętszego Serca Jezusowego i czciciel Maryi

Powrót na górę